Tak że aż byłem pozytywnie zaskoczony - gdyby reszta filmu utrzymała jego poziom, dałbym 9/10. Tak, komedii romantycznej. Ale...
Humor sytuacyjny stoi kilkanaście poziomów niżej. Żarty typu "mam pająka w majtkach, więc wyrzucę ubrania w przepaść, a brak odzieży nadrobię ciasnymi ubraniami partnerki" lub "zachlapałam sobie spodnie wodą, więc robię małpie wygibasy, by je wysuszyć zamiast je zdjąć" stoją w niesamowitym kontraście z docinkami bohaterów. Teksty - inteligentni, spostrzegawczy i dowcipni ludzie. Zachowanie - małpy na rozgrzanym blaszanym dachu. Te same osoby...
Fabuła - to komedia romantyczna. Ocena fabuły tego gatunku to jak oceniać przyspieszenie samochodów klasy A. Dobrze, że w ogóle jest.
Ale kurna, to LGBT mogli sobie darować. Dwie lesbijki biorą ślub, a w Sidney flagi są wywieszone w mniejszych odstępach niż nasze narodowe podczas święta niepodległości. Nie wprowadza to do fabuły absolutnie nic, ot, checklista dla lewicy.
Jeśli humor słowny by mi nie podpasował, dałbym 3/10, ale ten serio mi się podobał.
Nie tyle co by więcej wprowadzał, ale epatowanie wszelkimi odmianami LGBTQ+ w kinie zaczyna znieszmaczać. Dziwnym trafem normalność jest w odwrocie, a te wszystkie następne stopnie upowszechniania tych trendów z roku na rok przybywa.
Znacznie mniejszą część. A w swojej odpowiedzi miałem na myśli fakt, że twórca komentarza wytyka, że „normalność jest w odwrocie” (czymkolwiek normalność miałaby być ale okej), i że w filmach pojawia się za dużo LGBT. Tyle, że w tym filmie występują same pary heteroseksualne oprócz tej jednej wspomnianej. Więc gdzie ten odwrót?
Ale to ta jedna para bierze ślub. Po prostu wątek wciśnięty na siłę, aby film w ogóle mógł powstać i żeby lewica nie wrzeszczała o homofobii.
Mi humor słowny nie pasował, za bardzo podszyty agresją i lękiem z obydwu stron. Poza tym takie słowotoki pseudo erudycji, typowa mikroagresja to amerykańska maniera w filmie. Miałem wrażenie, że rolę nastolatków przez przypadek grają dorośli aktorzy. W kinie z poza usa takie sceny są rzadkością.